Czytanie z popiołów

Czytanie z popiołów

Coś drgnęło w lutym. Jakby tajne serce wiosny zdeponowane poniżej granicy zamarzania. Niedługo wygrzebie się z ziemi i zacznie się przepoczwarzać

Czytanie z popiołów

Coś drgnęło w lutym. Jakby tajne serce wiosny zdeponowane poniżej granicy zamarzania. Niedługo wygrzebie się z ziemi i zacznie się przepoczwarzać. Ciało stałe stanie się lotnym ciałem. Może zresztą w ogóle nie spaliśmy tego roku, ponieważ obok nas zbudził się duży naród, może to ogień
z EuroMajdanu ogrzał wszystkie kontynentalne wyże, dlatego prawdziwej zimy u nas nie było?
A osiadający popiół pochłonął wszystkie fotony. Jest cieplej, ale czy jaśniej?

Na wszystkim ten pył ukraiński położył rękę. Wyciszył nawet na moment polityczną schizofrenię. Tematy zastępcze zniknęły z pierwszych stron gazet. Też chodziłem jak błędny. Zupełnie zdezorientowany. Jakby wydarzenia, w których brałem udział, nagle utraciły kontekst – Spotkanie
z Agnieszką Wolny-Hamkało w Szczekocinach, promocja „Domu Włóczęgi” Mariusza Wilka
w Sosnowcu, Mariusz Grzebalski z nowymi wierszami w Instytucie Mikołowskim. W końcu warsztaty
w Domu Oświatowym: Pre-Produkcje i kolejne spotkanie z cyklu „Poezja tu i teraz” – tym razem z aktorem Teatru Śląskiego, Bernardem Krawczykiem.

Spojrzenie rasowego melancholika pozbawia aktualność żywotnej siły. On po prostu w każdej obecności widzi już ruiny. Musiałem zmagać się z tą nicującą wszystko na wylot optyką, wymuszać na sobie uwagę dla spraw bieżących, do „tu i teraz” właśnie, nawet jeśli nad wszystkim wisiał przygnębiający, ciemny obraz, owa Villa dei Misteri, zasypane popiołem pompejańskie miasto. Musiałem wmawiać sobie, że właśnie te rytuały są ważne, te dziwne misteria - spotkania nauczycieli z uczniami (archetypiczne w pewnym sensie), lektury, ruch myśli, ale i ruch w przestrzeni, który pozwala myśli porządkować. „Wstaję rano, zaparzam zielony czaj i wydreptuję metrum”. To słowa Mariusza Wilka, które głęboko wryły się moją świadomość.

Co ważne, oba spotkania w Domu Oświatowym – z Bernardem Krawczykiem i Marianem Kisielem były w pewien sposób symboliczne. Aktor obecny przemawiał jednak z przestrzeni już nieobecnej.
Z perspektywy rażąco odległej, która zdążyła już zgasnąć. Z własnego, wydrążonego w czasie tunelu. Był, a zarazem nie był. Jedną nogą był. Druga dalej tkwiła na przedwojennym, ślaskim podwórku. Bo też okupacja, przedwojenna obyczajowość, anegdoty nie do końca dzisiaj czytelne, poezja romantyczna z trzema wieszczami na szczycie to dla młodego pokolenia archeologiczne wykopaliska. I tylko pasja, z jaką Krawczyk opowiada historię (również historię swoich afirmacji), może rezonować u młodych ludzi. Pasja, żarliwość – nawet jeśli dotyczą spraw „przegranych” – budzą respekt. Jeśli nie respekt, to z pewnością ciekawość. Ciekawość jest uwagą.
Uwaga w XXI wieku to rzadki klejnot.

Natomiast praca nad tekstem (a ściślej – z każdym rodzajem komunikatu) – świadoma i uważna - określa nasz stosunek do rzeczywistości. Żyjemy w świecie tekstowym, w z(a)lewie informacyjnym,
w przestrzeni nieustannej manipulacji językowej. Fajnie byłoby wyjechać gdzieś, gdzie nie ma nadreprezentacji znaków drogowych, wszechobecnych bilboardów i banerów, zajętych wszystkich fal. Ale żyjemy akurat w tym miejscu. W tekstualnej „wannie z kolumnadą”. Trzeba się umieć w tym odnaleźć. Miejsce swoje określić. Uważne czytanie przekazów – jak dowodził prof. Kisiel na konkretnym przykładzie tekstowym z nowego KTW – jest nieodzowne nie tylko w pracy krytycznej ale też „funkcjonalizuje” nasze relacje międzyludzkie. Budzi z uśpienia. Duży naród na wschodzie właśnie się przebudził. Każda nowa narracja musi przejść przez popiół. 

 

Radosław Kobierski


Powrót