Ulice można również czytać

Ulice można również czytać

Kościuszki: audio/video

W roku 1890 arterię, która jeszcze nie była arterią i nie przypominała tego, co widzimy dzisiaj, łączyła wyeksploatowaną kopalnię Ferdynanda Koulhassa z linią kolejową w centrum miasta, nazwano Beatestraße. Przez sześć lat okupacji ulicy patronował generał i komendant Selbstschutzu, Karl Hoefer. Na stare lata został memuarystą i kronikarzem powstań śląskich, Hoefestraße zaś przemianowano na ulicę Tadeusza Kościuszki.

Ulicę próbowano już „odczytywać”, o czym świadczy pokaźna bibliografia, i zapisywać – żeby wspomnieć takich autorów jak Wilhelm Szewczyk, Alfred Szklarski (epizod) czy Jarosław Lewicki, który w „Hansim” – literackiej miniaturze, na poły fikcyjnej, opowiedział okres katowicki w życiu Hansa Bellmera. Nigdy jednak dotąd nie zrodził się pomysł, żeby historią tej przestrzeni zająć się w sposób systemowy. Program Wczytani w Kościuszki ruszył w październiku ubiegłego roku i zaczął cyklem spotkań i warsztatów, m.in z historykiem Przemysławem Piwowarczykiem i specem od reportażu Maxem Cegielskim. Równolegle prowadzone były zajęcia z mapowania (przy wykorzystaniu zasobów Biblioteki Cyfrowej i Archiwum Miasta Katowice) oraz rozpoczęto akcję opracowywania zbioru fotografii, relacji i wspomnień mieszkańców ulicy.

Mniej więcej w tym samym czasie, bo w sierpniu 2015 roku, podczas pobytu na Islandii (projekt Ultima Thule) doszło do spotkania i pierwszej wspólnej muzycznej realizacji Marcina Dymitera i Asi Miny. Poszło im tak dobrze, że postanowili współpracę kontynuować. Pretekstem do kolejnego spotkania okazała się właśnie ulica Kościuszki, a konkretnie dwa albumy udostępnione przez współkoordynatorki projektu – Annę Sielską i Ewelinę Lasotę. Z zapisu remontu domu pod numerem 48 i dziennika, który w latach 1997-2006 prowadziła lokatorka kamienicy, Kamila Porębska, powstał rdzeń, czy raczej scenariusz bardzo intymnej opowieści o losach kamienicy. Medytacja o czasie i zmianie. Siła i wymowa konkretu (czerwone dachówki, zieleń fasady, kominy i gruz, akrobacje na trzepaku, drzewo akacjowe itd.) i dla kontrastu niedosłowność – bo ani sama muzyka (bardzo zniuansowana; mamy tu elektronikę w stanie czystym i ambient stylizowany na akustykę, coś w rodzaju music hallu w stylu Andrew Loyd Webera i dla przeciwwagi – dziecięcą pozytywkę, z kolei podobną do Thiersenowskiego soudtracku z „Amelii”) – ani wizualizacje Jana Dybały Jr nie ilustrują opowieści w sensie ścisłym. Poza nielicznymi wyjątkami. Nie ma w programie żadnych archiwalnych zdjęć, żadnej panoramy ulicy (a i sama opowieść pomimo swej linearności jest pofragmentowana, raczej oparta na repetycjach i emocjach niż na całościowym, spójnym przekazie), czego zapewne starsi widzowie – a było ich w Mieście Ogrodów niemało – się nie spodziewali. Może oczekiwali galerii, na wzór tej otwartej w ubiegłym roku na Warszawskiej? Lustra, w którym mogliby się przejrzeć i jeszcze na chwilę zamieszkać? Muszę przyznać, że przez moment, krótszy bądź dłuższy, odczuwałem pewien rodzaj ambiwalencji. Sam oczekiwałem „czegoś więcej”, mimo że rozumiem sens i wartość autonomicznej wypowiedzi. Sens wariacji. 

Dybała wykorzystał szkice architektoniczne, rysunki szyldów, plany sklepowych witryn budynku przy Kościuszki 1, zrealizował równoległą i kapitalną graficznie, kompozycyjnie i kolorystycznie pracę wartą ścian w MOCAK-u. Zespół, co przed koncertem zaznaczyła Asi Mina, zamierzał stworzyć uniwersalną, symboliczną opowieść i tak się w istocie stało. Zastanawiam się tylko, czy w tym dążeniu do uniwersalności nie zagubił się trochę unikalny charakter ulicy Kościuszki, do odczytywania którego projekt został przecież powołany. Zapytałem o to Asi Minę. Odpowiedziała: „To dopiero początek. Cały czas się uczymy”. 

Radosław Kobierski

Marzec 2016

 

 


Powrót