ART OUTDOOR

ART OUTDOOR

Plakat teatralny w Galerii Miasta Ogrodów

Mam dla Państwa dwie wiadomości. Poprawną i niepoprawną politycznie. Autorem pierwszej, poprawnej politycznie maksymy, jest Andrzej Pągowski, jeden z bohaterów wystawy prezentującej dorobek wizualny – dzisiaj powiedzielibyśmy „identyfikację wizualną” kilkudziesięciu inscenizacji teatralnych na Śląsku i gość kuratorki ekspozycji, Ewy Niewiadomskiej. Teza Pągowskiego brzmi: plakat idzie przed spektaklem. Nie oznacza to wyłącznie, że plakat spektakl zapowiada. Ma on w oczywisty sposób nakłonić nas do podjęcia działania, wybić nas z rytmu. Dobry plakat teatralny to taki plakat, który nie pozostawia nas obojętnymi. Ma wzbudzić określone emocje.

Natomiast teza Henryka Tomaszewskiego z dzisiejszej perspektywy brzmi tak seksistowsko i gdyby w tych czasach została ogłoszona, wzbudziłaby solidny społeczny opór (chociaż wyraża dokładnie tę samą myśl): „Plakat musi być jak dziwka, idziesz ulicą i natychmiast rzuca się w oczy”.

Te dwie maksymy wyznaczają horyzont powagi i zawodowej bezkompromisowości, z jaką obaj twórcy (ale również inni przedstawiciele tzw. polskiej szkoły plakatu: Lenica, Starowiejski, Cieślewicz, Świerzy, a w kolejnych dekadach m.in. Kalarus czy Olbiński) traktowali/traktują tę profesję.  Nie wierzę  jednak Pągowskiemu, kiedy mówi, że plakatów nie tworzy się, żeby wzbogacić swoje portfolio. Funkcja użytkowa to jedno, autonomiczne dzieło plastyczne, tzn. egzystujące poza teatralnym czy filmowym kontekstem, to drugie. Ideałem jest, kiedy te dwie rzeczywistości się po prostu przecinają.

Na wystawę „Plakat Teatralny” składa się kilkadziesiąt prac anonsujących spektakle na trzynastu scenach śląskich (m.in. Teatr Rozrywki w Chorzowie, Teatr Miejski w Częstochowie, Teatr Ateneum w Katowicach, Opera Śląska czy Teatr Rozbark w Bytomiu), mniej więcej od pierwszej połowy lat 90. (np. Skrzypek na dachu, Ślady Szajny w TR) po inscenizacje sprzed kilku miesięcy (Tartuffe Moliera w Teatrze Zagłębia, Bal w Operze w TM w Tychach). Mamy więc do czynienia z czymś w rodzaju retrospektywy teatralnego plakatu na Śląsku, która ujawnia przynajmniej dwa podstawowe zjawiska i zmiany jakościowe. Po pierwsze widzimy wyraźnie, że idea nie umarła, w natłoku filmowej masówki, która na dodatek opuściła przestrzeń miejską (poza gablotami multipleksów i kin studyjnych jest niemal nieobecna), plakat teatralny nie wychyla się może za bardzo, ale też nie ustępuje miejsca. Oznacza to, że wciąż istnieje zapotrzebowanie na ten rodzaj identyfikacji – ten fakt potwierdziła Ewa Niewiadomska, przewodnicząca Forum Dyrektorów Teatrów Województwa Śląskiego „Zobaczyłam, jak świetnie dyrektorzy teatrów ze sobą rozmawiają, jak kochają sztukę, jak starają się o najlepszą oprawę swoich wydarzeń, których częścią są przecież plakaty”.

Po drugie możemy prześledzić, jak zmieniał się plakat teatralny w kontekście ostatnich dwudziestu kilku lat, jaka stylistyka dominowała w poszczególnym okresach. Możemy wreszcie ocenić warsztat i realizacje poszczególnych twórców. Zgoda – niespełna trzy dekady, wziąwszy pod uwagę długą i bogatą tradycję polskiego plakatu – to niezbyt wiele. Nie zapominajmy jednak, że to właśnie przełom wieku znacząco wpłynął zarówno na dostępność, recepcję tej sztuki, jak i technikę. Słowem – możliwości cyfrowej obróbki obrazu wzbogaciły plastyczne portfolio „polskiej szkoły plakatu”, ale i okazały się dla niej zagrożeniem. Ten sam „mrożący efekt” zadziałał w dziedzinie fotografii in spe. Jeśli dzisiaj wracamy do fotografii analogowej, dzieje się to dlatego, że zrozumieliśmy, iż możliwości perswazji obrazu cyfrowego (w szczególności perswazji na poziomie estetycznym) są ograniczone. Wystawa plakatu – dla mnie osobiście – ujawnia oczywistą analogię. Fotografia cyfrowa będąca podstawą plakatu teatralnego tylko w nielicznych przypadkach (zebranych na wystawie, ale ok, traktujemy ją jako pewien przekrój ogólnych tendencji) zawiera w sobie tę moc przekazu, którą posiada tzw. plakat malarski. Nie chodzi tu oczywiście o wartość informacyjną – tę posiada każdy plakat – ale właśnie estetyczną. Z udanych prezentacji opartych na fotografii zapamiętałem „Małą syrenkę” i „Plotkę” Teatru Miejskiego w Gliwicach, „Rozkosz” i „Zagubionych w skórze” Teatru Rozbark. Natomiast niemal każde z pozostałych dzieł zrealizowanych w tradycyjnych technikach ujawnia swoją wewnętrzną dynamikę, czasem na granicy eksplozji. Nic dziwnego. Plakat musi również walczyć o naszą uwagę. Powinniśmy go umieć wyłowić z tysięcy innych znaków wizualnych i zapamiętać. Możemy zadawać sobie pytanie, na ile dany dzieło plakat jest wizualną częścią spektaklu, na ile uczestniczy w tym całościowym procesie, na ile oceniamy jego znaczenie dla tożsamości teatru, ale nic nam również nie przeszkadza potraktować plakat zupełnie autonomicznie – po prostu jako plastyczne dzieło sztuki. Tym bardziej, że w realizacjach zebranych na wystawie spogląda na nas przynajmniej pół ostatniego wieku sztuki europejskiej (surrealizm, abstrakcja, minimalizm, awangarda). Plakat idzie przed spektaklem? Owszem. Ale i zapowiada sam siebie.


Powrót