logo noc_k

WSZYSTKO JEST FALĄ

KATOWICKA NOC GALERII 2022

W ubiegły piątek odbyła się 8 Katowicka Noc Galerii „Noc-K”. Projekt wystartował w 2015 roku. W wielu aglomeracjach i stolicach świata, idea otwierania muzeów i galerii zaczęła się urzeczywistniać dekady wcześniej. Start miał miejsce w 1989 roku w Helsinkach, które ustanowiły w sierpniu (zwyczajowo) Nights of Arts. Na początku lat 90-tych dołączyły kolejne miasta, m.in. Barcelona, Kair, Neapol czy Buenos Aires. 

Dziś trudno wyobrazić sobie katowicką jesienną ramówkę bez Nocy Galerii, być może szczególnie dziś – w czasach popandemicznych, inflacyjnych (mam tu na myśli również inflację wyobraźni), wojennych (to znamienne, że niektóre ekspozycje zagościły w przestrzeni, która do niedawna byłą schronieniem dla uchodźców z Ukrainy). W tym roku oprócz IKKMO, która tradycyjnie celebruje większość działań wystawowych i muzycznych, mogliśmy wziąć udział w wydarzeniach zorganizowanych w Galerii Intymnej, Warsztatowej „POD 11” MHK,  Galerii Teatru Ateneum, Art Cafe da Vinci, Scenie za Szybą, Artnova2, w ZPAF-ie czy BWA w wystawach indywidualnych i zbiorowych, zarówno czasowych jak i stałych. 

Dało się wszystko objechać i zobaczyć, tym bardziej że większość ekspozycji zrealizowana została w granicach Śródmieścia (poza Sceną za Szybą w Burowcu), galerie zaś zapraszały zwiedzających do 21/22-giej (IKKMO przedłużyło ten czas o godzinę).

Miasto Ogrodów zostało wykorzystane na wszystkich piętrach i niemal we wszystkich przestrzeniach. Na parterze i na tylnej ścianie Galerii Pustej rozlokowały się prace z projektu Future Artist Pamiętniki Nomadów - dziecięce imaginaria – wystawa „Patrz tylko w górę” i „Ptaki Wolności” - instalacja przestrzenna pod kuratelą Ewy Kokot. Na „Patrz w górę” składa się osiem prac, oczywiście z ciemnobłękitnym tłem, temat czasem jest potraktowany przez przyszłych artystów homonimicznie (białe góry), czasem dosłownie. W oczywisty sposób do tego, co ulokowane jest nad naszymi głowami (marzenia, nadzieje) nawiązują ptaki – bowiem utożsamiamy je z pojęciem wolności, a marzenia są wyrazem wewnętrznej swobody. Instalacja przestrzenna (nie wiem, czy tytularnie i ideowo nawiązuje do pracy niedawno zmarłej artystki Natalii LL), przedstawia ptaki różnych gatunków: gołębie, pawie, papugi, łabędzie - wszystkie zdecydowanie wielobarwne i zdynamizowane. Na Ścianie Sztuki znajduje się również cykl kilku prac abstrakcyjnych łączących różne techniki: akwarelę, stemplowanie, opartych na kontrastach barwnych i formalnych (chociażby między rozlaną plamą a formami geometrycznymi – stempel). 
W Galerii Korezu odbyła się wystawa zbiorowa Romana Maciuszkiewicza, Kingi Waluszewskiej-Maciuszkiewicz, Joanny Piech-Kalarus i Marka Kamieńskiego: „Kiss, kiss my mystery live”. Cztery nazwiska, cztery różne style i strategie, trzy zestawy prac olejnych i jeden cykl graficzny (wielkoformatowe linoryty Piech-Kalarus). „Idealne miasta” Maciuszkiewicza oglądam i cenię od wielu lat, ale całkiem niedawno zacząłem rozpatrywać je w kontekście prymitywnych form miejskich Nowosielskiego i Rene Margrite’a. To miasta czyste i harmonijne, nie do końca niezamieszkane – być może jakieś światło na tajemnicę opuszczonych miast rzucają portrety Kingi Waluszewskiej-Maciuszkiewicz. Humanoidalne formy, manekiny, lalki, formy pośrednie między jawą i snem, między życiem a absolutną biernością materii nieożywionej, ukryte za firankami, w głębokich czerniach lokali znajdujących się w głębi, za framugami okien. Duże wrażenie zrobiły na mnie linoryty Piech-Kalarus. Widać w nich ogrom włożonej pracy i technik żłobienia, od punktowej, matematycznej, pointylistycznej (budowanie światłocienia) po ekspresyjne ciągi linii, „zadrapań” bardzo dynamizujące przedstawienia i kontrastujące z ich domowym, codziennym spokojem, harmonią domowych rytuałów. Wielkoformatowe płótna Marka Kamieńskiego są bardzo ornamentacyjne, popkulturowe, hedonistyczne. Prace pulsują od „wewnętrznej choreografii”, nadmiaru barw i postaci zasiedlających zbiorową wyobraźnię – od cartoon network po formy kubistyczne i prymitywne. Zdaje się, że tu, w jednej swoistej harmonii, na płótnie (bo gdzieżby indziej) każdy rodzaj relacji i odniesienia jest możliwy a nawet pożądany. Czy tak wyglądają dziś nasze umysły, chciałoby się zapytać?

W Strefie Centralnej przez całe popołudnie odbywały się dyskusje na temat fotografii, wydawnictw i wybranych publikacji (m.in. „O obiektach i ich cieniach”, „On i ona o niej”, o zinach, w szczególności o wydanej niedawno pozycji „W lustrze fotografii. O fotografii na Śląsku po 2010 roku”) z Beatą Mendrek, Jakubem Dziewitem, Arturem Rychlickim czy Antonim Kreisem, które prowadziła i moderowała kuratorka i pomysłodawczyni całego projektu „Noc-K” - Katarzyna Łata. Na ekranie przeglądałem wybrane i omawiane prace, ziny i albumy mogliśmy nawet dotknąć, przechodziły z rąk do rąk. Sama dyskusja była bardzo profesjonalna, w dużej mierze przeznaczona dla ludzi z branży wydawniczej i fotograficznej, dotyczyła fotografii in spe, problemów relacji między twórczością a rynkiem sztuki, współczesnych możliwości edycji i projektowania (ziny), ale też zwykłych historii związanych z konkretnymi wydarzeniami edytorskimi. 

Chyba najważniejsza wystawa malarska tego dnia miała miejsce w Galerii Miasta Ogrodów, natomiast jedyna fotograficzna – co wydawać się może zaskakujące, biorąc pod uwagę tradycje tych galerii – w Pustej. O godzinie 19-tej odbył się wernisaż „Epitetów i przymiotników” Michała Minora, piętro wyżej „Rewers 2” Zdzisława Mackiewicza. Nie będę opisywał wydarzeń w tym miejscu, zasługują na odrębne recenzje i relacje (które niebawem pojawią się na stronie IKKMO). Dodam, że tuż obok ekspozycji Minora mogliśmy obejrzeć wystawę, która co prawda nie została wprowadzona do programu Noc-K, ale z nią w oczywisty sposób korespondowała. Mam na myśli zbiór materiałów promocyjnych, plakatów towarzyszących wydarzeniom, które miały miejsce w galeriach IKKMO w ostatnich latach, m.in. wystawom Katarzyny Kalui-Kryńskiej, Danuty Węgiel, zbiorowych ekspozycji „W lutrze fotografii” czy „Kieleckiej Szkoły Krajobrazu”, ale również wystaw, które związane były z cyklicznymi muzycznymi, m.in. z Jazz Art Festivalem. 

W tym miejscu powinienem chyba przejść płynnie do muzyki, albowiem Noc-K nie tylko oferowała doświadczenia wizualne. Tego wieczoru odbyły się koncerty Ariego Pekka Leinonena w Hipnozie oraz Roberta Curgenvena & Kat McDowall w Biurze Dźwięku. Helsiński artysta dzięki wsparciu Sound Development City i Arts Promotion Centre Finland stworzył  wielokanałowy projekt muzyczny (na trzynaście drewnianych manekinów-kukiełek emitujących dźwięk), w Hipnozie – tej nocy pełnej gości – dźwięk elektronicznie przetworzony, wokalizy (nieco przypominające głosy szamanów, poddawane repetycjom, dwugłosowe polifonie) mieszały się z ludzkim gwarem, dyskusjami o różnym natężeniu i wysokości, przepływały przez trzynaście głośników (niektóre z nich stały się obiektem zabawy najmłodszych) wg jakiejś nieokreślonej prawidłowości. Wrażenie było niesamowite właśnie dzięki temu, że niektóre sekwencje rozpływały się w naturalnym środowisku dźwięków, inne wybijały się ponad rozgwar, sugerując, że jednak mamy do czynienia z przedstawieniem. 

Godzinę później w BDK odbył się drugi koncert. Curgenven i McDowall przedstawili Spectres – materiał nagrany i zarejestrowany w komunistycznych obiektach (urbexach?) w Polsce – nieco przypominał pomysł Zimpla i Alex Freiheit z City of Asylum w Pitsburgu (koncert zarejestrowany w basenie); mieliśmy możliwość go odsłuchać (i zobaczyć, wszak było to również wydarzenie wizualne i taneczne) na tegorocznym Jazz Art Festivalu. W BDK było ciemno i trochę duszno, wszyscy wpatrywaliśmy się w okna, pod którymi rozlokowane zostały głośniki w kształcie megafonów. Curgenven zapowiedział, że może być głośno, i było. Dźwięk stopniowo rozrastał się, wzmacniał i tężał do tego stopnia, że powietrze po kwadransie zdawało się mieć fizyczną gęstość, dźwięk mimo ekranów chłonnych uderzał we mnie kolejnymi falami. 

Fale dźwięków i fale obrazów. Wiele różnych częstotliwości i długości. Nie jest to przecież nic odkrywczego. Jedno jest nieskończone źródło sztuki. Wszystko jest falą. 

Radek Kobierski

 


Powrót